Uzdrawiacze i uzdrawiani

Każdy, ktokolwiewiek to jest, a interesuje się naturalnymi metodami leczenia – prędzej lub później trafi na popularyzowaną przez polskiego autora i odkrywcę – metodę BSM opisaną w książce „Samoleczenie metodą BSM”.

Autor – pan Piotr Lewandowski – nie jest odkrywcą metody, ale spotkał go na swojej drodze życia na tyle blisko, by wziąć odpowiedzialność za skuteczność tej metody i jej opisanie. Na książkę tą trafiłem już kilkanaście lat temu, gdy na rynku pojawiła się pierwsza edycja. Przez prawie 30 lat sprzedało się ponad milion, trzysta tysięcy egzemplarzy…

Artykuł ten nie jest atakiem na autora ani próbą zakwestionowania tej metody, co sami zobaczycie pozostając ze mną do końca.

Przeciwnie – ani sam wynalazca nie przestanie być wynalazcą ani autor autorem. W tym wpisie podzielę się z Wami jedynie opinią na temat rozważań, które zechciałem przeprowadzić analizując tą metodę. Przez prawie trzydzieści lat zmieniło się w świecie odkryć na tyle dużo, by móc wyciągnąć ponowne wnioski z dawniej odkrytych fenomenów.

To, że człowiek jest na tyle doskonały, by nie musieć korzystać z farmakospecyfików, by utrzymywać lub poprawiać swój stan zdrowia – jest bezsprzeczne. Tylko natura jest źródłem pomocy w każdym przypadku – jakiej oczekiwać może człowiek w momencie zachwiania równowagi zdrowotnej organizmu. Wszechświat jest inteligentnym tworem, który zabezpieczał cały świat ludzi, zwierząt i roślin przed tym, co groźne i niebezpieczne.

Gdy kupiłem książkę Pana Lewandowskiego, przyszedł mi do głowy pewien eksperyment, który zechciałem wykonać wiele lat temu. Jego opisem – przy tej okazji podzielę się dziś z Wami. Użyłem błony światłoczułej stosowanej w pracowniach RTG do prześwietlania. Błonę tą – która miała format nieco większy niż A4, zabezpieczyłem dokładnie czarnym papierem, nieprzepuszczającym światła. Na tak przygotowany materiał położyłem stalową blachę o grubości ok 0.2 mm. Na tą blachę ułożyłem swoje dłonie i około 20 minut trzymałem je niemal nieruchomo.

Następnie uwolniłem kliszę z pod blachy i wydobyłem z papieru. Natychmiast poddałem ją procesowi wywoływania.

Na kliszy pozostały dwa wyraźne kontury dłoni w miejscach gdzie przylegały do blachy. Eksperyment ten nie jest skopiowany. Nie jest też wynikiem, który znalazłem gdzieś w sieci. Sam osobiście przeprowadziłem ten test w swojej pracowni kilkanaście lat temu.

Dziś troszkę szkoda mi tego, że nie wykonałem więcej testów. Być może popełniłem błąd, który polegał na różnicy temperatur kliszy znajdującej się bezpośrednio pod dłońmi, a jej fragmentów, która przylegała tylko do blachy. Nie twierdzę, że taki błąd nie mógł zaistnieć, chociaż zakładam, że nie zaistniał. Skłonny jestem raczej wysunąć tezę lub najzwyczajniej potwierdzić, że ciało ludzkie emanuje nieodkryte dotąd i niezbadane promieniowanie przenikliwe, którego celu i właściwości człowiek jeszcze odkryć nie zdołał.

Jeśli człowiek w obrębie swojego ciała czy swoich dłoni, emanuje promieniowaniem, które przenika przez stalową blachę – to niewątpliwie możemy mówić o energii. Jeśli taką energią dysponuje każdy z nas, to należałoby tylko się zastanowić jak ją można wykorzystać. Czy w książce Pana Lewandowskiego, mowa jest o tej samej energii, którą uchwyciłem na światłoczułej błonie? Tego nie wiemy. Nie wiemy też czy jest to sama energia, którą posługują się bioenergoterapeuci w czasie swoich praktyk terapeutycznych.

Mój artykuł – wskazuje, więc na możliwość opisania bioenergoterapii w zastosowaniu do własnego organizmu, czyli możemy powiedzieć, że autobioenergoterapii, co – podkreślę ponownie – nie czyni ani z Pana Lewandowskiego, ani jego przyjaciela oszustów. Przeciwnie – uważam, że przyczynili się do poszerzenia wiedzy o samouzdrowieniach i uzdrowieniach. I chociaż poniżej rozważę jeszcze jedną ewentualność pomyłki, to w stronę obydwu panów kieruję przyjacielski ukłon, jako wyraz uznania za rzecz wielką – zasługującą na laury.

W jednym z wywiadów, jakiego udzielał Pan Piotr dla popularnego kanału telewizyjnego, wspomniał, że niektóre nurty chrześcijańskie praktykujące uzdrawianie, przeprowadzają te czynności w warunkach, kiedy nad modlącym się chorym guru rozkłada ręce nad jego głową. O samym uzdrawianiu z wykorzystaniem do tego celu dłoni mówi także Biblia: Marek 16:17-18 bt „Te zaś znaki towarzyszyć będą tym, którzy uwierzą: w imię moje złe duchy będą wyrzucać, nowymi językami mówić będą; węże brać będą do rąk, i jeśliby co zatrutego wypili, nie będzie im szkodzić. Na chorych ręce kłaść będą, a ci odzyskają zdrowie.”

Dłonie w uzdrawianiu biorą udział od zawsze aż do dzisiaj. Zapewne wielu z Was pamięta słynne wystąpienia telewizyjne Pana Zbyszka Nowaka, w programie „Ręce, które leczą”. Ręce, to narzędzie pracy większości bioenergoterapeutów – chociaż nie wszystkich, bo miałem szczęście spotkać takiego, który używał jedynie głosu by rozmawiać z narządami. Czy aby to na pewno ręce pomagają w samouzdrowieniach i uzdrowieniach? Czy może zostały zaadaptowane z Biblii, a w procesach uzdrawiania i samouzdrawiania zachodzi całkiem innym proces niemający z dłońmi nic wspólnego.

Poniższe rozważania pozostawiam do analizy czytelnikom. Sami oceńcie, na którą stronę przechyla się szala. Ja tylko – jak wspomniałem – analizuję ponownie, bo z każdym rokiem dociera do nas coraz to więcej wyników badań naukowych a taki postęp powoduję, że naukowe staje się to – co jeszcze jakiś czas temu naukowe nie było.

Skonfrontowałem metodę BSM oraz inne uzdrowienia i samouzdrowienia z najnowszymi badaniami nad emocjami, jako iż zajmuję się nimi od wielu lat. To, że emocje lokują się w ciele człowieka, nie jest już żadnym domysłem. To pewność, która potwierdzona była już wieloma badaniami. Opisana przez różnych badaczy. Wyniki takich badań, możemy spotkać nie wykazują specjalnego wysiłku – chociażby w serwisie nature.com. Scientific Reports opisuje badanie „Embodied Body Language” opublikowane 31 July 2017 roku w artykule numer 6875. Ale to tylko przykład, który wtrąciłem dla bardziej dociekliwych.

W momencie uzdrawiania mamy do czynienia z pewnego rodzaju rytuałem. Uzdrowiciel wyciąga dłonie. Pacjent poddaje się uzdrowicielowi i oboje odgrywają swoje role.

W tym momencie uzdrowiciel wymusza na pacjencie skupienie a dokładniej – kontemplacje, kierowanie uwagi, refleksje nad chorobą i zdrowiem. Jak myślicie – co dzieje się wtedy?

Uzdrawiani relacjonowali odczuwanie „energii”. Mieli kłucia, krótkotrwałe bóle, odczucia różnic temperatur, uczucie przepływu prądu. Jeśli ktokolwiek z was już wcześniej spotkał się tematem „mowy ciała”, to wie, że ukryte w ciele emocje, mogą dawać o sobie znać w momentach takiego poddania. Uwolnienie takich ukrytych – czasem na długie lata emocji – powoduje zmiany w obrębie chorego na wielu płaszczyznach. Nie tylko można pozbyć się chorób, ale także przekonań. Można zacząć żyć zgodnie z nowym porządkiem, w absolutnej wolności od strach wzorców i schematów.

Robimy to w Arche-Lab. Uzyskaliśmy certyfikaty potwierdzające nasze kompetencje w stosowaniu Germańskiej, Totalnej Biologii, EFT, terapii wewnętrznego dziecka. Każda z tych metod to sposób, na jakby nowe życie. Ci, którzy zrozumieli założenia tych nauk wiedzą, że dzięki nim wyjaśnić można dosłownie wszystko, co przydarza się nam w życiu. Można wyjaśnić każdą niedoskonałość ciała, defekt, skłonność. Pomagamy pozbyć się chorób ciężkich i przewlekłych. Jeśli pacjent jest świadomy i otwarty na współpracę, to już po pierwszej sesji odniesie zdecydowany sukces.

Metoda BSM opisana przez Pana Piotra – także wymusza na pacjencie skupienie i uwagę. W tym czasie wymusza także kontemplacje, które mogą posłużyć do procesowania emocjonalnych wydarzeń w życiu. Ten prosty zabieg uleczył już wielu ludzi bez względu na to jak go się nazywa lub z jakiej kultury pochodzi. W wielu przypadkach zmienił życie.

Książka pana Piotra traktuje o samoleczeniu, i nie kwestionuje wypowiedzi ludzi, którym pomogła metoda opisana w tej książce. Kończąc, wspomnę krótko o okładce najnowszego wydania tej książki. Jako iż wcześniej wspomniałem o jednym z nurtów chrześcijańskich, temat uzdrowień zakończę opisem okładki. Zobaczyć na niej możemy Jezusa, Mojżesza, Mahometa i Buddę. Uzdrowienia mają miejsce w każdym kraju, w każdej kulturze. Nie są zależne od religii i położenia geograficznego. Wszędzie tam gdzie jest społeczeństwo – możemy spotkać kogoś, kto uzdrawia, lub kto był uzdrowiony. Tylko od siebie dodam, że nieodłączną częścią każdego człowieka, jest jego ciało emocjonalne, które w zasadzie nigdy się z nim nie rozstaje. Wnioski pozostawiam czytelnikom.

Pomimo cytatów z Biblii i wymienionych imion przywódców religijnych, artykuł ten w żadnym razie nie promuje i nie potępia żadnej z religii. Przeznaczony jest dla wszystkich bez wyjątku, bez względu na wyznanie, pochodzenie, poglądy i przekonania.

Podobało się? Podziel się z innymi ....

Leave a Comment

Przewiń do góry